Załoga „Nowin Krapkowickich” na wyścigu smoczych łodzi. Pierwszy raz w Krapkowicach. Pierwszy raz w tym składzie. Wystartowaliśmy w pierwszym wyścigu. I… jako pierwsi odpadliśmy ze „smoczej” rywalizacji. Mimo to, startu nie żałujemy, bo zabawa była pierwsza – pardon przednia. Choć nasza „łodziowa” średnia wieku wynosiła około czterdziestki przez te kilka chwil znowu poczuliśmy się tak jakbyśmy mieli po 15 lat…
Trening, tuż przed startem nie wyglądał najgorzej, bo ilość wody, z jaką przypłynęliśmy do pomostu krapkowickiej mariny, była mniejsza od tej, z którą przypłynęła załoga trenująca przed nami. Pełni wiary w ostateczne zwycięstwo, podbudowani zachętą naszego sternika udaliśmy się na miejsce losowania i prezentacji poszczególnych załóg.
Pod sceną
Pod sceną, gdzie zebrali się członkowie wszystkich osad odbyło się wstępne „obczajanie” potencjalnych rywali. „Na pierwszy rzut tak zwanego oka wszyscy są w naszym zasięgu” – tak konstatacja bynajmniej nas nie uspokoiła, bo im bliżej było losowania tym zdenerwowanie wśród załogi zdawało się być większe. „Tylko nie panikować. Najważniejsze jest, żeby równo było ” – co chwilę mobilizujemy jeden drugiego powtarzając te same słowa jak mantrę. „Z tymi w koszulki w paski to moglibyśmy płynąć. Wydaje mi się, że traktują wyścig bardzo rozrywkowo” – zaczął ocenianie szans nasz „lewy z drugiej dwójki”. „Albo z miłośnikami garbusów, oni są jeszcze bardziej wyluzowani” – dodał nasz bębniarz. „Nie no, ale z płaskimi brzuchami to musimy wygrać” – skomentował mój „nowinowy” współpracownik Paul, obrzucając wzrokiem załogę z garażem w nazwie. „Z nimi to możemy przegrać, ale dobrze by było, żeby dopiero w finale” – nie zgodził się z nim „prawy z ostatniej pary”…
Relacja ze smoczej łodzi pełnej wody w najbliższych „Nowinach Krapkowickich”!